W imię dziecka
Tyt. oryg.: "The children act, ".
Człowiek kontra człowiek. Religia kontra prawo.
Fiona Maye, sędzia brytyjskiego Sądu Najwyższego, specjalistka od prawa rodzinnego, cieszy się w swoim środowisku świetną opinią. Kariera zawodowa nie rekompensuje jej jednak pustki w życiu osobistym.
Jej związek z mężem wydaje się wypalony i w momencie, w którym Fiona zajmuje się jako sędzia niezwykle trudną sprawą, jej
małżeństwo wchodzi a fazę głębokiego kryzysu.
Ona tymczasem musi podjąć decyzję, której konsekwencji nie sposób przewidzieć. Siedemnastoletni chłopak z powodów religijnych odmawia poddania się leczeniu, skazując się tym samym na śmierć. Fiona może to zmienić. Jej werdykt przesądzi o życiu i śmierci.
Tylko czy ma do tego prawo? I czy będzie potrafiła żyć z konsekwencjami swojej decyzji?
Odpowiedzialność: | Ian McEwan ; z angielskiego przełożyła Anna Jęczmyk. |
Hasła: | 2001- Powieść angielska - 21 w. |
Adres wydawniczy: | Warszawa : Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz, 2015. |
Opis fizyczny: | 253, [1] s. ; 21 cm. |
Powiązane zestawienia: | Powieść i opowiadanie psychologiczne Powieść i opowiadanie obyczajowe |
Skocz do: | Inne pozycje tego autora w zbiorach biblioteki |
Dodaj recenzje, komentarz |
Sprawdź dostępność, zarezerwuj (zamów):
(kliknij w nazwę placówki - więcej informacji)
Joanna
Posty: 38
Wysłany: 2016-03-18 21:51:17
Zawiodłam się.
Miałam wrażenie, że bohaterka to android. Autor wyzuł ją z wszelkich ludzkich cech i nawet spazmy płaczu w ostatniej scenie nie wzbudziły we mnie grama empatii. Kompletnie mnie nie obchodziła. Prawdę mówiąc pod koniec prześlizgiwałam się po tekście w poszukiwaniu czasowników i imion, żeby przyspieszyć lekturę bez straty wątku. Szkoda, bo potencjał postaci był duży, a wyszła tak zwana zimna ryba. Zresztą większość bohaterów wycięto z kartonu.
Z drugiej strony autor każe nam śledzić jej każdy krok i gest. W książce jest mnóstwo scen dojazdów do pracy, wejść i wyjść z domu, opisów drugiego śniadania, nalewania i sączenia drinków i innych podobnych, które ani nie wnoszą niczego do akcji ani nie pogłębiają psychologii bohaterki. Takie dłużyzny przy 250 stronach są niedopuszczalne. Czy czytelnik koniecznie musi wiedzieć, że w przerwie zjadła baton?
Jedynym interesującym wątkiem (Myślałam, że głównym, ale niestety autor postanowił uraczyć czytelników klamrą w postaci kryzysu małżeńskiego. Po co, ja się pytam? I kogo to obchodzi?) jest proces szesnastoletniego chłopaka, Świadka Jehowy, który nie zgadza się na leczenie białaczki za pomocą transfuzji krwi. Relacje między sędzią a nastolatkiem i pytania o prawo do stanowienia o sobie, ochronę życia, etykę zawodową, granice odpowiedzialności za drugą osobę, wiarę i wreszcie w jakimś sensie o sens życia - to zdecydowanie najciekawszy fragment powieści. Niestety tylko fragment. Mniej więcej 2/5. Czyli cztery gwiazdki na dziesięć.
Szkoda, że autor nie zdecydował się na opowiadanie.