Biblioteka Publiczna

w Dzielnicy REMBERTÓW m.st. Warszawy


KOMENTARZE DOPISANE PRZEZ: kamilxzien@gmail.com



kamilxzien@gmail.com

Posty:2

Dotyczy: Opowiadania
Wysłany: 2013-07-17 10:02:03


"Paul Thomas Mann - uznany za najwybitniejszego pisarza niemieckiego pierwszej połowy XX wieku i jednego z najwybitniejszych, m.in. obok Goethego, w dziejach literatury niemieckiej."

Zainteresowałem się "Opowiadaniami" ze względu na nazwisko autora, które mylnie łączyłem z osobą stwórcy "Blaszanego bębenka". Po zrealizowaniu pomyłki nie wycofałem się jednak z lektury "Opowiadań" a postanowiłem na własnej skórze zakosztować geniuszu literackiego Manna, który założyłem na podstawie źródeł biograficznych o nim traktujących.

Krocząc przez kolejne karty książki uzmysławiałem sobie, jak wspaniałe umiejętności: z jednej strony opisy stanu zewnętrznego świata, z drugiej zaś stanu emocjonalnego istot żywych, posiadł twórca. Szczególnie "Herr und Hund" pozwala czytelnikowi snuć złożone wizje przyrodnicze, opierające się na sielskim, wolnym od miejskiego zgiełku krajobrazie, stanowiącym środowisko istnienia wspaniałej relacji zwierzęco-ludzkiej, tj. psa imieniem Bauszan oraz jego właściciela. Mann w niemal atomistyczny sposób potrafi prowadzić opis sytuacji, w których znajdują się wspomniani główni bohaterowie.

Spoglądanie na wydarzenia towarzyszące ich symbiotycznemu życiu wywołuje odruch westchnienia nad sposobem życia zasadniczo
innym od mojego, a zapewne również i Twojego, drogi czytelniku (o ile nie posiadasz psa, z którym w niedzielnie popołudnia
wyprawiasz długie wycieczki po ścieżkach rembertowskiego poligonu )

Spośród innych opowiadań, zebranych w poddanym recenzji zbiorze, moją uwagę zwróciło również "Der Tod in Venedig" - w
czasach młodości kojarzone przede wszystkim za sprawę pewnej sceny filmowej, odbywającej się w gabinecie niejakiego Bolca,
syna Szefa, bohatera dzieła filmowego "Chłopaki nie płaczą". Dla niezaznajomionych z obrazem podpowiedź - "Śmierć w
Wenecji"...Tak, wtedy irracjonalny humor, po lekturze opowiadania jednak pewna głębsza refleksja odnośnie miłosnego uczucia
dojrzałego mężczyzny do małoletniego chłopca, Tadeusza. Pierwszy rzut oka na treść opowiadania wywołuje pewien odruch
zgorszenia i gdyby nie subtelność użytych zwrotów, zapewne odruch ten byłby doprowadzał czytelnika konserwatywnego w swych
przekonaniach do niechybnego zaniechania poszukiwania rozwiązania opowiadanej historii. Jako klasyfikujący się w grupie
właśnie czytelników o dosyć konserwatywnych przekonaniach, stwierdzam że Mann w mistrzowski sposób opisał "wyjętą spod prawa" skłonność uczuciową. Bez podtekstu seksualnego, bez wulgaryzmu, esencja ducha. (przepraszam za zawiłości wyrażenia myśli to jest właśnie przypadłość po dziele w stylu Tomasza Manna )

Ostatnim z grupy dziewięciu opowiadań zebranych w omawianym zbiorku, któremu chciałbym poświęcić kilka linijek, jest "Mario und der Zauberer". Autor rysuje w nim przed czytelnikiem historię pewnego występu kuglarskiego, gdzie magiczna postać artysty poddaje zbiorowej manipulacji uczestników przedstawienia. Mann stara się poprzez dobór historii pokazać, jak poprzez pewne sztuczne, zaprogramowane, wyćwiczone zachowania, pojedynczy człowiek może zyskać kontrolę nad grupą. Temat żywy w kontekście rosnącego nastroju narodowego w Polsce (tak też interpretują krytycy cały utwór - jako próbę alegorycznego opisu stanów umysłu ludzi oddających władzę ludziom pokroju "najbardziej znanego Austriaka" czy "Koby")

Na koniec pragnę dać wyraz uwielbienia znajomości języka niemieckiego oraz mechanizmów genialnej translacji Leopoldowi Staff, który podjął się trudu przełożenia "Opowiadań" na język rodzimy. Jednocześnie zachęcam amatorów precyzyjnego, zaawansowanego słownictwa do lektury - płynięcie na fali kolejnych akapitów sprawi na pewno wiele przyjemności.

Pozdrawiam,
Kamil Zień

kamilxzien@gmail.com

Posty:2

Dotyczy: Zbrodnia i kara : [powieść w sześciu częściach z epilogiem]
Wysłany: 2013-04-23 11:31:47


Sięgnąłem po "Zbrodnię..." ze względu na chęć lepszego przygotowania się do oglądania sztuki teatralnej, będącej adaptacją analizowanej powieści, na którą to sztukę miałem się wkrótce udać.
Powieść znajduje się w wykazie lektur dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych, co, zważywszy na mój wiek (27 l.), powinno mnie trochę zawstydzić wobec wszystkich tych, którzy zajęli się nią w "odpowiednim czasie", czyt. w liceum, technikum itp.
W trakcie lektury dochodziłem jednak stopniowo do wniosku, że w moim przypadku jej odbiór we wcześniejszym okresie życia mógłby być "niepełny". Wtedy mógłbym znaleźć niewiele "realnych" punktów wspólnych z głównym bohaterem książki. Teraz, po przyswojeniu historii Rodiona Romanowicz Rarskolnikowa, młodego studenta prawa, jestem w stanie bardziej zrozumieć fragment historii jego życia, osadzony w przestrzeni potężnej aglomeracji piotrogrodzkiej, a opisany w niezwykle precyzyjny i jednocześnie szeroki sposób przez Fjodora Michajłowicza.
Zagubienie bohatera, które z jednej strony wynika ze wspomnianej, wydawałoby się aż nazbyt rozrosłej, struktury miejskiej, z drugiej zaś z wiary w rozwijaną przez siebie pewną teorię segregacji osobników ludzkich, przypomina mi w dosyć dużym stopniu miasto, w którym żyję, a wraz z nim ludzi, którzy zniekształceni otaczającą ich siecią zależności wyzbywają się ludzkich odruchów i realizują funkcje elementów mechanizmu, którego zegarstmirz zdaje się odszedł, uznając dzieło za przerosłe. Miejsce tego zegarmistrza zajmują ludzie, którzy na modłę zbliżoną do Rodiona, wierzą, iż cel uświęca środki, w odróżnieniu jednak od niego, celem czynią próżne zaspokajanie iluzorycznych potrzeb, nie zaś wizję "wykonania jednej rzeczy złej, by sto następnych dobrych znalazło warunki do zaistnienia". Wizja "zła rodzącego dobro" również jednak upada, razem z naszym bohaterem, na pewnym placu petersburskim, gdzie dokonuje się przemiana.
Pozostaje wierzyć, że szczera i raz, do końca, na zawsze...*

*mam przed sobą jeszcze 20 stron, zatem wkrótce dowiem się o szczerości pobudek, które kierują R. w końcowej fazie jego działań opisanych w książce.

pozdrawiam,
Kamil Zień